Niesamowite emocje na Karowej! | Nikt nie mógł spodziewać się aż takich emocji i mnogości zdarzeń podczas tegorocznej edycji Rajdu Barbórka, a w szczególności na oesie będącym śmietanką polskich rajdów – słynnej Karowej! Odcinek wygrał Kuchar, ale to Mäkinen, Sołowow, Kajetanowicz i Stec zrobili największe show…
Stawka startowała do Kryterium Karowej od tyłu i jakież było zdziwienie, gdy po spodziewanym prowadzeniu Bębenka, pokonał go Mariusz Stec! Jego znacznie wzmocniony Lancer pokonał trasę szybciej o 0,06sek. i przy okazji zdemolował już kompletnie kostkę przy nawrocie między mostami.
Nawierzchnia fruwała w powietrzu, co powodowało później drobne opóźnienia czasowe – trzeba było kostkę ułożyć (z buta) z powrotem tam gdzie była.
Niedługo potem Tommi Mäkinen wyruszył na trasę w przejeździe absolutnie turystycznym, spokojnym i dającym frajdę jemu i kibicom – tak to miało wyglądać w założeniu. Jednak Tommi pokazał swój kunszt i szczyt swoich umiejętności, od samego początku jego jazda była absolutnie płynna i szybka, Impreza N14 ani razu nie wymknęła się czterokrotnemu mistrzowi świata spod kontroli. Big Mak jechał jakby znał oes na pamięć i doskonale wykorzystał zarówno swoje Subaru jak i możliwości trasy. Na mecie okazało się, że opony były zbyt miękkie a auto nieodpowiednio ustawione… Najwyraźniej mistrzom takiej klasy bardzo to nie przeszkadza…
Czołówka Rajdu Barbórki ruszyła do walki, a ilość zdarzeń rosła z minuty na minutę. Maciej Oleksowicz wystartował w Imprezie N12, która miała tak niesamowitą moc że było wyraźnie widać, że ani zawieszenie, ani zawodnik nie są w stanie jej w całości opanować. Na pierwszej beczce auto tak rwało się do przodu, że przeciążenie na wyjściu spowodowało niemal rolowanie! Auto na szczęście postanowiło wrócić po poziomu, lecz tył samochodu przez cały oes podskakiwał jak szalony. Czas był jednak w porządku i na mecie „Murzyn” był piąty i stracił do zwycięzcy 8,9sek.
Zaskoczeniem dla wszystkich był występ emerytowanej już rajdówki – Subaru Legacy. Z Szymańskim za kierownicą dała rade wbić się na czwarte, sensacyjne miejsce!!! Dźwięk przy tym wydawała cudowny i aż szkoda, że takich aut nie ma na polskich trasach więcej.
Gdy nadszedł czas pierwszej trójki emocje na trybunach były ogromne, jednak już po pierwszej beczce było widać, że z trzech kandydatów do zwycięstwa ubył jeden. Kajto postanowił pojechać w całości dla kibiców i ta sztuka udało mu się przepięknie. Jego bączki przy beczce były bardzo szerokie, a powtarzał je nie tylko tam, ale także w miejscach, gdzie zwykle się ich nie robi, np. tuż po wjeździe po pierwszej beczce. Na zjeździe po nawrocie Kajto pojechał bardzo soczystym bokiem i jego jazda „kupiła kibiców” aż do samej mety. Po mecie lotnej Kajetan stanął i podziękował kibicom.
Kibice jednak nie tak długo byli „po stronie” Kajta. Sołowow pojechał na czas – tak było w planie i realizował go, przynajmniej do nawrotu za mostem… Tam jego 207 S2000 wpadło w poślizg i musnęło krawężnik dostatecznie mocno iż z opony najpierw uszło powietrze, a później koło postanowiło pojechać w swoją stronę, a Sowa w swoją. Ich losy rozdzieliły się na zjeździe przed raz obkręcaną beczką i można było być pewnym, że Sołowow zjedzie już na metę oesu, jednak on, na trzech kołach (i małym, białym kółeczku na prawym tylnym) zrobił nawrót i pojechał pod górę podpierając się krzeszącym iskry zderzakiem! Wrzawa była nie do opisania, Sołowow nie dawał za wygraną, a jego Pug nawet się nie przejął kalectwem. Na nawrocie „na górze” samochód pięknie wykręcił i pod sam koniec oesu wlókł za sobą już cały amortyzator. Oes ukończył z sensacyjnym, trzynastym czasem i prawie 16 sekundami straty! Na mecie powiedział reporterowi, że „chyba złapałem kapcia, ale pojechałem dalej” , zaskoczenie kielczanina po ujrzeniu tyłu samochodu musiało być olbrzymie…
Tomek Kuchar wyruszył na trasę jako ostatni i jego Impreza „N13” pokonała trasę bardzo płynnie, bardzo szybko, a wrocławianin był bezbłędny. Nic dodać nic ująć – przejazd perfekcyjny w każdym calu. Na dowód tego niech starczy fakt, że drugi, Stec przegrał aż o 4,67sek. na mecie, choć jego jazda była znacznie agresywniejsza, a samochód zapewne nieco mocniejszy.
Jako ostatni na trasę wyruszył znów Tommi Mäkinen tym razem z gościem-niespodzianką, którym okazał się – Robert Korzeniowski. Dwóch czterokrotnych złotych medalistów, Robert w chodzie, a Tommi w rajdach zasiadło w „Złotej Imprezie” , notabene tej samej co poprzednio, lecz na potrzeby wyjątkowego przejazdu, wyjątkowa nazwa. Tommi pojechał równie dobrze jak poprzednio, jednak przy mostku postanowił dla bezpieczeństwa pojechać bardzo szeroko, by uniknąć uszkodzenia auta. Pod koniec, na ostatniej beczce zatrzymał auto, wyszedł z niego i od władz rajdu otrzymał trofeum Pani Karowej za uświetnienie swoją osobą rajdu i pokaz umiejętności. Był czas na zdjęcia, a gdy otwarto bramki, Tommi został zalany kibicami głodnymi autografu i zdjęcia z legendą rajdów.
Tak skończył się kolejny, już 46 Rajd Barbórki, oraz sezon sportów samochodowych w Polsce.
1. Kuchar 16:14.94
2. Sołowow +19.49
3. Oleksowicz +32.32
4. Staniszewski +39.44
5. Grzyb +41.70
6. Czopik +52.34
7. Stec +55.48
8. Kajetanowicz +56.62
9. Turski +1:01.61
10. Ruta +1:06.90
(wacek) |