Fair play Dąbrowskiego, pech Przygońskiego | Marek Dąbrowski i Mark Powell na dzisiejszym odcinku specjalnym pomogli Christianowi Lavieille, holując jego auto 20 km do mety. Mimo straty, jaką ich to kosztowało, zajęli 18 pozycję na mecie dziewiątego etapu rajdu Dakar.
Kuba Przygoński jechał niezłym tempem i mógł być z siebie zadowolony, jednak 55 minut kary zepchnęło go na 35 miejsce na dzisiejszym etapie.
Kuba Przygoński: – W pewnym momencie zabłądziłem jadąc w strasznym kurzu wzniecanym przez kilku zawodników. Przez to ominąłem jeden waypoint, za co dostałem karę. Podobno siedmiu innych zawodników też nie znalazło tego punktu. Dzisiejszy odcinek był bardzo nieprzyjemny. Jechaliśmy starą dakarową trasą, która ma za sobą chyba już trzy edycje tego rajdu i jest bardzo zniszczona. Mnóstwo dziur i kamieni.
Kuba Przygoński jest ostatnim polskim motocyklistą na tegorocznym Dakarze. To efekt wczorajszego odcinka, zabójczego dla motocykli, w tym dla KTM-a Kuby Piątka.
Kuba Przygoński: – Z mojego doświadczenia wynika, że na Dakarze jest jeden dzień, którego bardzo wielu zawodników odpada, oraz jeden dzień nawigacyjny. Ten pierwszy był wczoraj. Podobnie było rok temu, kiedy na trzecim odcinku odpadło siedmiu mocnych zawodników. Niestety, jest tak, jak powinno być na Dakarze, choć nie jest to przyjemne, bo nikomu nie jest miło odpadać. Dziś z kolei był dzień nawigacyjny. Może będzie jeszcze jeden taki dzień. Przed nami cztery dni Dakaru, trzy ciężkie odcinki i wiele może się zdarzyć.
Marek Dąbrowski i Mark Powell dotarli dziś na metę na 18 miejscu z 54 minutami straty do zwycięzcy etapu, Naniego Romy. Strata byłaby mniejsza, gdyby nie to, że załoga ORLEN Team pomogła na trasie Christianowi Lavieille.
Marek Dąbrowski: – Christian stał dwadzieścia kilometrów przed metą. Jest szósty w generalce, więc przeholowaliśmy go przez góry do mety. Trochę czasu na tym straciliśmy, ale dla nas ten czas nie jest tak ważny, jak dla niego, więc postanowiliśmy mu pomóc.
To jednak nie były jedyne przygody załogi samochodowej ORLEN Team na dzisiejszym odcinku.
Marek: – Na początku etapu były wydmy, które przejechaliśmy bez spuszczania powietrza z opon. Samochód był ciężki, trzeba było trochę bardziej kombinować, trawersować. Później była trudna, wyboista, mocno rozjechana trasa, w dodatku ciężka nawigacyjnie. Mnóstwo samochodów krążyło i szukało drogi, ale dość szybko się przebiliśmy. Niestety, wyjeżdżając z tego całego zamieszania w dużym kurzu zgięliśmy całe przednie zawieszenie. Przedni dyfer poszedł do góry, wspomaganie szwankowało. Baliśmy się, że dyfer nie wytrzyma, ale jednak dał radę.
Jutro motocykliści przejadą 891 km (w tym 371 km OS-u) i będzie to dla nich kolejny na tym Dakarze maraton. Na jutrzejszym biwaku zawodnicy będą całkiem sami, wstępu nie mają mechanicy, członkowie ekip ani nawet dziennikarze. Z kolei samochody mają do pokonania 860 km (359 km OS-u) – ich odcinek maratoński nie dotyczy.
Marek Dąbrowski: – Jak to na tym Dakarze, jutro spodziewam się wszystkiego. Zapowiadany jest deszcz, więc nie wiadomo, jak trasa będzie wyglądała i czy odcinki będą przejezdne. W tym roku ciągle przytrafia się coś nowego, coś nas zaskakuje, więc i jutro dużo się będzie działo. (robo) |