Przygoński awansuje o siedem pozycji, koniec Dakaru dla Piątka | Największe solnisko świata, które musieli dziś pokonać motocykliści, zebrało swoje żniwo. Wielu zawodników nie pokonało tej 130-kilometrowej solnej przeprawy, która okazała się bezlitosna dla wielu motocykli. Wśród pechowców był niestety Kuba Piątek, dla którego ten Dakar już się skończył.
KTM Kuby Piątka nie wytrzymał ogromnej dawki soli, jaką musiał przyjąć po przejechaniu Salar de Uyuni – największego solniska świata.
Kuba Piątek: - Próbowałem reanimować motocykl przez sześć i pół godziny. Byłem cały czas w kontakcie telefonicznym z mechanikami, którzy pomagali mi jak mogli. Próbowaliśmy wszystkiego, ale nie udało się. Raz motocykl odpalił i przejechał sto metrów, za drugim razem pięć kilometrów. W końcu pojawiła się ekipa sprzątająca, która zbierała z trasy motocykle wykluczone z rajdu. Czekali jeszcze przy mnie z pół godziny, ale nic się nie dało zrobić. Musiałem się wycofać. Rozczarowanie jest ogromne. Liczyłem, że dojadę do mety, w ogóle nie przypuszczałem, że moja pierwsza przygoda z Dakarem tak się skończy
Mechanicy ORLEN Teamu byli zdumieni tym, co stało się z motocyklem Kuby Piątka oraz tym, w jakim stanie była maszyna Kuby Przygońskiego, który szczęśliwie dojechał na metę.
– Etap początkowo prowadził przez słone jezioro, było mokro po bardzo obfitych deszczach. Instalacja w motocyklach zaczęła szwankować, maszyny przestały odpalać. Motocykl Kuby Piątka po przejechaniu słonego jeziora po prostu przestał działać. Robiliśmy co mogliśmy wraz z mechanikami z KTM-a, ale nie byliśmy w stanie mu pomóc. Tak trudny teren ze słoną wodą spowodował, że motocykl już nie nadaje się do niczego. Ciekawe, jak będą się sprawować maszyny pozostałych zawodników, którzy ukończyli odcinek. Podczas następnych etapów rajdu na pewno wyjdą problemy spowodowane solą – powiedział Wojciech Szczepański, główny mechanik ORLEN Team.
Mechanicy ORLEN Teamu bardzo dokładnie przygotowywali maszyny do dzisiejszego etapu, jednak warunki na trasie zaskoczyły wszystkich.
Wojciech Szczepański: – Obawialiśmy się błota, dlatego założyliśmy w motocyklach wysokie błotniki oraz długie filtry paliwa i powietrza. Nikt jednak nie przypuszczał, że tam będzie aż tak dużo wody. Sięgała momentami aż do połowy motocykla! Potem zawodnicy wjeżdżali na wydmy, gdzie była wysoka temperatura, a tam chłodnice motocykli szybko się zapychały. Nie jesteśmy w stanie nawet zeskrobać tej soli. Byłem już na kilku edycjach Dakaru i nigdy czegoś takiego nie widziałem.
Salar de Uyuni to jeden z najbardziej płaskich obszarów na świecie. Organizatorzy rajdu postanowili to wykorzystać i przygotowali nietypowy, ale za to efektowny start.
Kuba Przygoński: – Startowaliśmy po trzydziestu zawodników w linii. Jechaliśmy przez wyschnięte jezioro, całe białe. Niestety przez całą noc padało, przez co na jeziorze zebrała się warstwa wody i było bardzo ślisko. Jechaliśmy tak przez 130 kilometrów, byłem cały mokry i pokryty solą. A było zimno, tylko 5 stopni. Chłodnice w motocyklach zalepiły się solą, przez co wiele maszyn stanęło. Na szczęście w porę zorientowałem się, że mój motocykl zbytnio się grzeje. Zatrzymałem się i przepłukałem chłodnicę wodą. Dzięki temu motocykl ledwo, ale jednak dojechał do mety. Na tankowaniu było nas prawie trzydziestu i wszystkie maszyny, które zostały zgaszone, nie chciały odpalić. Przez dwadzieścia minut próbowałem uruchomić motocykl. Podobne problemy mieli Marc Coma czy Ruben Faria. Powiedział Kuba Przygoński, który na mecie był dziś 19. i awansował w generalce o siedem pozycji, na 17 miejsce.
Wojciech Szczepański: – Motocykl, którym przyjechał Kuba Przygoński, był pokryty grubą warstwą soli, miał całkowicie zapchaną chłodnicę. Na pewno trzeba będzie wymienić wszystko, co tylko jest możliwe do wymiany. Zostaną tylko ramy. Przed nami długa, pracowita noc.
Znacznie spokojniejszy dzień mieli dziś Marek Dąbrowski i Mark Powell, którzy podczas dnia przerwy odpoczywali w hotelu w Iquique.
Marek Dąbrowski: – Chodzi o to, żeby zresetować mózg, aby zwiększyć koncentrację i być gotowym na kolejny tydzień jazdy. Nigdy nie spędzam tego dnia wolnego spacerując, zwiedzając, wolę się wyciszyć. Rest day jest też po to, aby postawić auto na nogi.
Po kilku dniach rozłąki, jutro znów wszyscy zawodnicy pokonają tę samą trasę, liczącą 451 km OS-u i 88 km dojazdówki. Podczas poniedziałkowego etapu zawodnicy wystartują z wydm, później jednak zostawią za sobą Atakamę. Wydmy zostaną zastąpione krętymi, górskimi trasami, pełnymi kamieni.
Marek Dąbrowski: – Mam nadzieję, że wystartujemy dobrze i uda mi się wyprzedzić paru rywali, dzięki czemu nie będziemy jechać w kurzu. (robo) |