Mówią po czwartym etapie | Przedstawiamy wypowiedzi zawodników po czwartym etapie Rajdu Dakar.
Krzysztof Hołowczyc: To nie był mój dzień. Od samego startu czułem, że ustawienie zawiasów jest dużo za twarde. Zupełnie nie miałem feelingu w prowadzeniu auta i jechałem na przetrwanie. Do tego jeszcze złapaliśmy kapcia. Byliśmy przekonani, że dużo stracimy, ale w sumie straty nie są wielkie, a do mety jeszcze kawał drogi i będzie się działo. Może dzisiejszy mały kryzys to efekt wczorajszej euforii z prowadzenia w rajdzie? Tak, czy owak trzeba jutro ostro przycisnąć!
Stephane Peterhansel: Staraliśmy się dziś uniknąć kłopotów, złapania jakiegoś kapcia. Jechaliśmy jednym tempem od początku do końca. Ta strategia opłaciła się. Wolałbym jednak nie być liderem, ponieważ jutro nie będzie motorów przed nami. Nie jest to coś, czego chciałbym z taktycznego punktu widzenia, ale pozostali zrobili sporo błędów, więc ścigamy się na początku stawki.
Giniel de Villiers: Dzisiejszy odcinek specjalny był naprawdę trudny, z tymi wszystkimi skałami. Jechaliśmy szybko, ale bez ryzyka. Jutro jedziemy odcinek Fiambala, chyba najtrudniejszy w pierwszym tygodniu, ale nie cierpimy przez to na bezsenność, ponieważ znamy już go znam. Zobaczymy jak pójdzie.
Nasser al-Attiyah: Pod koniec odcinka specjalnego wjechaliśmy w błoto i sporo czasu nam zajęło, aby się z niego wydostać. Rajd się jeszcze nie skończył, a my postaramy się o dobry wynik w pozostających dziesięciu dniach. Zaczynam czuć nasz samochód. Dziś rano jechaliśmy wspaniałym tempem, ustanawialiśmy najlepsze czasy bez ciśnięcia.
Adam Małysz: Fajnie się jechało. Nie było tak ciepło. Zupełnie inaczej człowiek czuje się wtedy w samochodzie. Końcówka była okropna, z powrotem było czuć temperaturę i nic prawie nie było widać. Ale ogólnie jestem zadowolony z dzisiejszego odcinka.
Było dużo przejazdów rzecznych, dużo kamieni, proste z "niespodziankami". Gdy wyjeżdżaliśmy z rzeki, uderzyła w nas Toyota i stanęła. My nic nie widzieliśmy, bo woda poszła na nas. Myśleliśmy, że uderzyliśmy w brzeg, a jak woda opadła, patrzymy, a ten skurczybyk stoi koło nas. Potem jeszcze motocyklista wyjechał na nas z boku. Trochę lusterko uszkodzone i szyba poszła. Ci motocykliści, ci niedoświadczeni, są tak nieostrożni. Wyobraźni żadnej nie mają.
Rafał Marton: Startowaliśmy z dalekiej pozycji i było przed nami kilkanaście samochodów, które jadą wolniej od nas. Wyprzedziliśmy wczoraj 15-20 aut. Każde takie omijanie w kurzu jest niebezpieczne, zawodnicy różnie się zachowują, niektórzy nawet zajeżdżają drogę.
Najgroźniejsza sytuacja nie była jednak spowodowana wyprzedzaniem. Jakiś niepoważny facet, który stał w fesz-feszu (miałki pył), blokował drogę. Każdy, kto startuje w rajdach, wie, że jak się jedzie na takiej nawierzchni, to nie ma żadnej możliwości sterowania, prowadzi cię koleina. Jeśli zdejmiesz nogę z gazu, to stoisz. On wyszedł z samochodu, wyskoczył nam pod koła, mało brakowało, byśmy go przejechali. Po kilkudziesięciu kilometrach rąbnął nas w błotnik, nie wiem, o co chodzi. Mam jego numer, będę chciał to wyjaśnić.
Na szczęście samochód spisuje się dobrze. (Wojciech Fuk) |